Góry Rodniańskie - dzień 4. |
||||
<< Poprzedni dzień | ▲ Powrót ▲ | Następny dzień >> | ||
Do centrum Valea Vinului nie doszliśmy wczoraj, biwakując kilka kilometrów przed wsią. Sen szybko zmorzył całą załogę. Wzburzony po deszczu strumień huczał wystarczająco głośno, by nie słychać było chrapania wybitnych specjalistów w tej dziedzinie. Rozpoczyna się dzień czwarty. Rano Darek nie miał dobrego spania. Gdy reszta jeszcze spała, zdążył porozwieszać pranie na sznurku i zapalić ognisko. Po co nam było potrzebne ognisko – nie wiem do tej pory. Gdy już wszyscy pojedli i się spakowali, nastąpiła ta smutna chwila – teraz będzie kilkanaście kilometrów tuptania drogą do miasteczka Rodna. No cóż, autobusy tu nie jeżdżą, plecaki na plecy i w drogę. |
||||
Biwak nad Valea Vinului
|
Biwak nad Valea Vinului
|
Biwak nad Valea Vinului
|
Biwak nad Valea Vinului
|
Schodzimy do wsi Rodna
|
I ruszyliśmy. A wtedy … przyjechała taksówka. A nawet coś więcej! W środku lasu pojawił się czerwony Peugeot 305, sedan, rocznik z przełomu lat 70. i 80. XX w. z przyczepką.
Kierowca w gumiakach i szerokim, skórzanym huculskim pasie. Nie znaliśmy żadnego wspólnego języka, a udało się dogadać. Przyczepka została opleciona parcianym pasem, żeby burty nie odleciały. Na przyczepkę trafiły plecaki oraz balast. Reszta do wozu. Kierowca nie żałował pojazdu i siedzący obok Wojtek na migi pokazywał mu, żeby trochę zwolnił. Droga była niezbyt szeroka i niezbyt równa a do potoku niezbyt daleko. Balast na przyczepce dzielnie trzymał się stalowych rurek i dzięki temu nie wypadł.
| ||||
Przyjechała taksówka
|
Zjazd do wsi Rodna
|
Zjazd do wsi Rodna
|
Zjazd do wsi Rodna
|
Zjazd do wsi Rodna
|
Po dojechaniu do wsi kierowca stanął i poszedł do swojego domu. Po pięciu minutach zamiast niego wyszła żona i usiadła za kierownicą. Przysunęła fotel do maksymalnie przodu, oparła łokcie na udach, mocno złapała kierownicę podchwytem od dołu oburącz i śmiało ruszyła w dół. To już tylko 10 kilometrów, może jakoś przeżyjemy :)
Droga była częściowo pokryta drzewami zwalonymi niedawno przez wiatr, ale już przyciętymi i częściowo zepchniętymi do potoku. W Rodnej rozładowanie bagażu i zapłata 50 RON za przejazd. Na ostatnim zdjęciu można zauważyć leżący na przyczepce mój ogólnowojskowy, świerkowy kijek wysokogórski, który przez zapomnienie tam pozostał. Później się okazało, że w bagażniku zostały trzy pary kijków trekingowych.
|
||||
Zjazd do wsi Rodna
|
Zjazd do wsi Rodna
|
Zjazd do wsi Rodna
|
Zjazd do wsi Rodna
|
Rodna
|
W Rodnej narada; jak dotrzeć do pozostawionego gdzieś tam samochodu. Zadanie zostało wykonane kosztem 50 RON. Jest już mocno po południu. Wracamy do Borszy, gdzie stoi drugi samochód i gdzie będzie można się domyć i dosuszyć. Tym razem nie jedziemy najkrótsza drogą, przez Rotundę ale nakładamy kilkadziesiąt kilometrów przez przełęcz Setref. W ten sposób mamy objechane Góry Rodniańskie dokoła.
Wracając do słów Orłowicza z początku wątku, tego dnia mieliśmy okazję zobaczyć piękne drewniane chaty o gankach i opartych na charakterystycznie zdobionych słupach. I dodatkowo dziwny most, ze ścianami i dachem,malownicze wiadukty, cerkiew w Moisei.
|
||||
Rodna
|
Rodna
|
Rodna
|
Most pod dachem
|
Most pod dachem
|
Wiadukt
|
Przełęcz Setref
|
Moisei, cerkiew
|
Moisei, remont cerkwi
|
Moisei
|
Moisei
|
Moisei
|
Moisei
|
Moisei, targ
|
Moisei, targ
|
Wykorzystanie dozwolone z podaniem źródła na zasadach Creative Commons. |