Góry Rodniańskie - dzień 3. |
||||
<< Poprzedni dzień | ▲ Powrót ▲ | Następny dzień >> | ||
Miejsce biwakowe było piękne krajobrazowo, ale całkiem poziome nie było. Skoro świt, czyli o 9:30 ruszyliśmy dalej. Zaczęła się robić piękna pogoda i na przełęczy Ineutului wygrzaliśmy się w słoneczku, uzupełniliśmy zapasy wody i nakarmiliśmy miejscowego owczarka. Owczarek nie oznacza tu rasy, lecz zawód pieska.
|
||||
Biwak pod Picioru Ineut
|
Biwak pod Picioru Ineut
|
Trawers Picioru Ineut
|
Trawers Picioru Ineut
|
Saua Ineulutui, nalewanie wody
|
Piękna pogoda trwała kilkadziesiąt minut. Potem była mniej piękna pogoda i przy podejściu na szczyt Ineu szło się w przylatujących i odlatujących chmurkach a z nieba coś się lało i pohukiwało.
|
||||
Saua Ineulutui, elegancka turystka z Gdańska
|
Saua Ineulutui
|
Saua Ineulutui
|
Podejście na Ineu
|
Szczyt Ineu
|
Potem było już tylko gorzej. Do pohukiwań doszło pobłyskiwanie a do deszczu przyłączył się grad. Radosny klimat uzupełniał wiatr, który porywał peleryny. Zacisznego miejsca w pobliżu nie było, a gdyby nawet było, nikt by go nie odnalazł, bo widoczność nie przekraczała kilkunastu metrów. Coś łupnęło w grań powyżej. Skuleni w mokrej trawie poniżej grzbietu czekaliśmy, aż przestanie łupać i lać. Z tego kawałka wędrówki zdjęć oczywiście nie ma. Chyba, że ja o czymś nie wiem, bo kucałem z opuszczoną głową i łokciami na kolanach. Gdy przestało lać a zaczęło zwyczajnie padać, podnieśliśmy się z trawy i … I co dalej? Nie pamiętam trybu podejmowania decyzji, ale brzmiała ona: schodzimy na dół. Ale dokąd schodzimy? W tę stronę, w którą cokolwiek widać. A widać było na południe.
|
||||
Szczyt Ineu
|
Szczyt Ineu
|
Pod Ineu
|
Zejście z Ineu
|
Pod grzbietem Rapa Coasta Neteda
|
Zbocze, którym schodziliśmy było strome, śliskie i puste. Piszę, że puste, bo na sąsiednim grzbieciku po prawej stała bacówka a na sąsiednim po lewej schron drwali. Że to jest bacówka, zidentyfikowaliśmy po stadzie owiec, zaś od strony schronu drwali dochodził warkot piły motorowej. Do żadnego z obiektów nie dało się dojść, gdyż oddzielały je od nas potężne doliny potoków. Chcąc - nie chcąc zeszliśmy na dno doliny potoku Mare. Za nami schodził jęzor chmury, nie pozwalając oglądać, skąd i którędy schodziliśmy.
Pierwsze kilometry pokonaliśmy dnem doliny, wykorzystując owczą ścieżkę przy potoku. Taką widać jeszcze na zdjęciu poniżej. Owieczki były trochę złośliwe, i przechodziły od czasu do czasu na drugą stronę potoku, a my po ich śladach. Od pewnego miejsca owce już niżej nie chodziły. Pobieżne oględziny wykazały, że niższa część koryta potoku nadaje się - być może - do wyczynowej, górskiej turystyki kajakowej, a nie dla piechurów. Ale kilometr wyżej odchodziła jakaś ścieżka na zbocze. Wracamy w górę i ścieżką na zbocze. A potem ze dwie godziny tuptania do najbliższego płaskiego i suchego miejsca.
|
||||
Pod grzbietem Rapa Coasta Neteda
|
Pod grzbietem Rapa Coasta Neteda
|
Zejście do Valea Vinului
|
Zejście do Valea Vinului
|
Zejście do Valea Vinului
|
Wykorzystanie dozwolone z podaniem źródła na zasadach Creative Commons. |