Źródło na przełęczy Legionów nie wzbudza zaufania. Jest do dołek wygrzebany w gruncie i obłożony kamieniami. Sączy się do niego woda z trawiastego zbocza. Na powierzchni pływają owady, które wpadły tu chyba przez przypadek. W wodzie pływa mnóstwo małych stworzonek, chyba zadomowionych. Rankiem następnego dnia obudziły nas biegające i baraszkujące konie. Wodę piliśmy tutaj tylko przegotowaną, gotowaliśmy też wodę do butelek na drogę. |
|
|
|
|
Rankiem przybiega na przełęcz tabun koni. Janusz fotografuje: pstryk, pstryk, pstryk, pstryk, ..... |
|
|
|
|
|
|
|
|
Tuż powyżej przełęczy spotykamu zrujnowany szałas a przy nim ogromny śmietnik. Kolejnym kamieniem milowym na trasie była góra Pantyr. Mijamy słupek nr 2. Zbliżamy się do słupka nr 1, z godłami Polski i Czechosłowacji. W Gorganach są dwa słupki numer 1, pierwszy pod Pantyrem, drugi, ze zniszczonym orłem na Popadii. Słupki stają się nasza pasją. Przy "jedynce" zamówiłem u pana fotografa jedyne pozowane zdjęcie.
|
|
|
|
|
Było też wykonywane zdjęcie grupowe. Właśnie pan fotograf ustawił samowyzwalacz i biegnie do słupka. Zdjęcia grupowego (czyli nas dwóch) nie było w dostarczonym materiale fotograficznym. Poniżej słupka bunkier z Linii Arpada.
|
|
|
|
|
Poniżej bunkra piękna polana z obszernym widokiem w kierunku północnym, z szansą na znalezienie wody i dobrego miejsca pod namiot. Dla nas, niestety, był to początek dnia wędrówki, więc nie mogliśmy skorzystać. Idziemy dalej. Na słupku nr 55 zostawił ktoś przyciśnięty kamieniem list do przyjaciół.
|
|
|
|
|
Na słupku 54 ktoś zostawił but. Odpoczywamy pod Durną. Pogoda jest dziś doskonała do wędrówki. Nie za ciepło, nie za zimno, dobra widoczność.
|
|
|
|
|
Pod Gropą dopada nas burza. Niby jest jeszcze parę kilometrów stąd, a nagle coś łupie przerażająco tuż, tuż obok nas. Janusz odrzuca daleko swoje kije. Lecą tak daleko, że w konkurencji rzutu kijakmi trkingowymi wygrałby na olimpiadzie. Mój kij jest drewniany i nigdzie go nie rzucam. Włazimy pod jakiegoś krzaka i czekamy, aż przestanie padać. Zdjęć z łupania i z padania nie zdążyliśmy zrobić. Wchodzimy na Gropę.
|
|
|
|
|
Potem była Wielka Bratkowska i raz słoneczko, raz chmurzyska. Tego dnia doszliśmy do Małej Bratkowskiej. Jedyne płaskie i niezarośnięte miejsce pod namiot znaleźliśmy … na szczycie, no może trzy metry obok. Przed założeniem biwaku omówiliśmy sprawę bezpieczeństwa energetycznego. Końcowy wniosek był następujący: ludzie myślą, że wiedzą, gdzie piorun uderzy a gdzie nie uderzy i chowają się tam, gdzie myślą, że nie uderzy. I potem są zdziwieni, że piorun nie zastosował się do ludzkich reguł. Rozbicie się na szczycie było pewną próbą przechytrzenia pioruna – na pewno nie spodziewa się, że jacyś bezmyślni ludzie tu się schronili i nie będzie nas szukał. Nasz namiot stał miedzy dwoma słupkami granicznymi. Tuż obok był ten szczytowy, kilkanaście metrów dalej był – nie wiadomo po co – drugi. Przy tym drugim Janusz ustawił swoje kije, by służyły za piorunochron.
|
|
|
|
|