Roztocze Ukraińskie i okolice - lipiec 2007 - wyjazd ekipy GTR

Ekipa liczyła 9 osób (łącznie z kierowcą wszędobylskiego Forda). Włóczyliśmy się przez 5 dni, od 9 do 13 lipca 2007 r. po drogach i bezdrożach zachodniej Ukrainy, często opuszczając znane i popularne obiekty a docierając do mniej znanych a nawet nieznanych. Zdjęcia zostały wybrane "na goraco" i niekoniecznie przedstawiają obiekty najciekawsze z krajoznawczego punktu widzenia. Opisy czynione na razie z pamięci, więc mogą być pomyłki.

DZIEŃ 1. Bełżec, Rawa Ruska, Dziewięcierz, Potylicz, Magierów, Ruda Krechowska, Żółkiew
Jako jedyny uczestnik przybywałem na miejsce spotkania do Bełżca z południa, korzystałjąc z usług PKS. Reszta załogi przybyła drogą żelazną.
Po przyjeździe pociągu Artur tak szybko wypadł z niego, że ledwo zdążyłem zrobić takie zdjęcie, by był na nim i Atrur i pociąg.
Po prawej to już pierwsze zakupy w Rawie Ruskiej. Na pierwszym planie urządzenie ułatwiające obliczenie należności.
Na cmetarzu w ukraińskiej części Dziewięcierza próbowałem znaleźć nagrobki bruśnieńskie, ale były tylko jakieś miejscowe podróbki. Znaczną część tutejszych mieszkańców stanowili osadnicy niemieccy, sprowadzeni tu w latach 80. XVII w. w ramach kolonizacji józefińskiej. Osada nazywała się Einsingen a mieszkańcy (wyznania ewangelickiego) mieli własny kościół. Potomkowie osadników wyjechali stąd podczas II wojny światowej wraz z cofającą się armią niemiecką a ludność wyznania greckokatolickiego urządziła w świątyni swoją cerkiew. Wewnątrz, oprócz kompletnego ikonostasu zobaczyć można chorągwie liturgiczne z ukraińskimi haftami.
W tym miejscu był dłuższy postój, gdyż zespół specjalistów zażarcie dyskutował, skąd wziął się taki jeden otoczony kamień w tym miejscu. W tych okolicach wykorzystuje sie do zwożenia siana wszystko co ma cztery koła i potrafi się poruszać. Migawki aparatów fotograficznych nie próżnowały do samego wieczora.


DZIEŃ 2. Wereszczyca (ścieżka dydaktyczna), Janów (Muzeum Przyrodnicze), Łozina (kamieniołom), Stawki, ¦redni Garb, Krechów

Drugiego dnia był spacer po Jaworowskim Parku Narodowym. Tutaj ze zdjęć wybrałem stary nagrobek z cmentarza w Wereszczycy (dawny przysiółek Łuczycha), psa, pilnującego, by się nikt nie kąpał i kozę nad Janowskim Stawem.
W Muzeum Przyrody Roztocza szczególną uwagę zwracałem na eksponaty żywe. Lisek oraz grupa naukowców, dyskutujących niewątpliwie na temat roztoczańskiej przyrody spokojnie pozowali do zdjęcia. Młody daniel zganiał sobie kopytkiem muchy z czoła, stąd wyszedł na zdjęciu troche pokrzywiony.
Wieś Łozina. Miejsce wygląda jak kamieniołom. Te ciężarówki wożą stąd tylko piasek. Chwilowo mają przerwę w pracy. Przyjechała dostawa paliwa dla koparki. Przywieziono je tą ciężarówką w wielkiej beczce, skąd było wiadrami podawane operatorowi koparki. Nasz pojazd zajechał do kamieniołomu najpierw od frontu a później od tyłu.
Wizyta w Krechowie, najpierw przy drewnianej cerkwi, potem w zespole klasztornym bazylianów, gdzie trafiliśmy na śpiewy kleryków.


DZIEŃ 3. Janów, Lelechówka, przejście piesze szlakiem przez Buławę do ¦redniego Garbu, Lwów (Miodowa Grota i skansen)

Trzeciego dnia połowa załogi wędrowała z Lelechówki przez Buławę do ¦redniego Garbu. Najtrudniejszy okazał się ostatni kilometr, który urósł do ponad czterech kilometrów. Na przeszkodzie w dojściu do czekającego na nas pojazdu stawału naprzemian: wysoki mur, szeroki strumień i grząskie bagna.
Na zdjęciu z prawej strony - wieś ¦redni Garb, jeden z wielu wykorzystywanych na wsi dawnych radzieckich samochodów wojskowych.
We Lwowie zamiast zabytków oglądaliśmy Miodową Jaskinię. Najpierw oczywiście trzeba ją było odnaleźć. Wnętrze i otoczenie jaskini nie należało do miejsc czystych. W okolice jaskini dojeżdżało się wąską drogą, zagrodzoną na końcu masywnym szlabanem. Miejscowi pracownicy pomogli unieść szlaban, by nasz pojazd mógł nawrócić na placu.
Spędzone w lwowskim skansenie niecałe dwie godziny pozwoliły jedynie na szybkie obejście prezentowanych obiektów, bez ich dokładniejszego oglądania. Były to domy, zabudowania gospodarcze i inne wiejskie obiekty użytkowe z różnych regionów zachodniej Ukrainy. Niektóre chaty wygladają na zamieszkałe. Przy kilku są uprawiane małe ogródki. Na ostatnim zdjęciu - "brus" przy XIX-wiecznej kuźni.
W centrum Lwowa też nie brakowało miejsc "czystych inaczej". Załoga podczas rytualnego niemal spożywania czebureków. Przy wyjeździe ze Lwowa wpadliśmy do remontowanej synagogi.


DZIEŃ 4. Olesko (zamek), Podhorce (zamek, kaplica zamkowa i monastyr), Sasów (cerkiew drewniana), Werchobuż (źródła Bugu), Złoczów (zamek)

Czwarty dzień rozpoczął się od zwiedzenia Oleska. Dawna siedziba Sobieskich była dobrym miejscem do schronienia sie przed padającym deszczem. Potem były Podhorce. Zamek Koniecpolskich jest w ciągłym remoncie. Na wymagające konserwacji wyglądają postawione podczas remontu rusztowania. Na osi zamku stoi dawna kaplica zamkowa.
Dawna kaplica służy obecnie miejscowej parafii jako cerkiew. Kolejnym odwiedzanym miejscem był położony nieopodal monastyr, o którym nie znalazłem nigdzie żadnych informacji. Na wiejskich drogach często musieliśmy ustępować pierwszeństwa tutejszym użytkownikom drogi.
W Werchobużu deszcz przestał padać, ale błoto było spore. Miejscowe panny poruszały sie po nim z wdziękiem i niemal suchą nogą; nam szło to trochę gorzej. Celem naszego przyjazdu było zobaczenie żródła Bugu i zadanie to można uznać za wykonane.
Z powodu niekorzytnego oświetlenia, zdjęcia zamku w Złoczowie nie są godne prezentacji, będą więc wnętrza. W zamkowej restauracji zamawiamy coś do zjedzenia i wypicia. Nie mogę wymyślić, gdzie się podział kufel Zygmunta na zdjęciu po prawej (zdjęcia wykonane w odstępie 45 sekund).


DZIEŃ 5. Wola Wysocka, Kamionka Buska, Wielkie Mosty, Bełz, Uhnów, Bełżec

Wszystkie cztery noce spędziliśmy w Żółkwi. Na pożegnanie spacer po Rynku i przedostatnie zakupy.
Cerkiew w Woli Wysockiej była otwarta, pracował tu dzisiaj ukraiński fotograf. Na przycerkiewnym cmentarzu jest kilkanaście nagrobków z Brusna.
Najważniejszym zadaniem dzisiejszego dnia było odnalezienie pomnika żołnierza radzieckiego z kałasznikowem, zbudowanego na dawnym schronie bojowym. W ramach poszukiwań trafiliśmy do wsi Żełdec. Pomnika tu nie było. Był za to fotogeniczny transformator. Na Ukrainie transformatory umieszcza się niewysoko nad ziemią. W kolejnej wiosce Sokił był żołnierz radziecki, ale nie na schronie. Poszukiwania zakończyły sie powodzeniem po zasięgnięciu języka u mieszkańców. Okazało się, że żołnierzy jest aż czterech, że nie jest to pomnik, lecz płaskorzeźba i nie na schronie, lecz obok.
Bełz. Dawny kościół i klasztor dominikanek. Wirydarz klasztorny i zrujnowany klasztor służy niektórym za śmietnik. Na podwórzach można też spotkać zabytki techniki radzieckiej (GAZ, zwany czołówką).
Na zachód od centrum miasta Bełz znajduje się stary cmentarz żydowski z macewami
tutejszych cadyków i nowiusieńka synagoga.
Nieopodal, w otoczeniu cmentarza katolickiego stoi drewniana cerkiew.
Na cmetarzu zachowało się wiele nagrobków bruśnieńskich. Najwięcej jest Chrystusów z dwoma Mariami (tutaj jeden z nich, pomalowany na narodowy kolor). Ale jest też Matka Boska w pokrzywach i Madonna ze ślimakiem.
Pora wracać. Ostatni przystanek przy ruinie renesansowego kościoła w Uhnowie. Po drugiej stronie drogi kilkadziesiąt pustych lokali w opuszczonym bloku mieszkalnym. Granicę przekraczamy w błyskawicznym tempie. Rozstajemy się w miejscu spotkania, na stacji PKP w Bełżcu.
 autor: Wojciech Pysz, wykorzystanie dozwolone z podaniem źródła, na zasadach Creative Commons